Chcę wierzyć, że "Kowal Malambo" Tadeusza Słobodzianka wystawiony w Teatrze Polskim w Poznaniu stanowi zapowiedź mijania kryzysu, jaki scena ta przeżywa od dłuższego czasu. Słobodzianek przez jednych uważany za wskrzesiciela współczesnego polskiego dramatu, przez drugich za moralizatora z prowincji, napisał "Kowala Malambo" w konwencji teatru lalkowego. Jest to ludowy moralitet z motywem faustowskim.
Spryciula kowal Malambo podpisuje z diabłem cyrograf stawiając duszę za życie, i to aż trzy razy. Zawsze potrafi go okpić, w końcu rozczarowuje się do świata, ale wówczas nie chcą go przyjąć ani w niebie, ani w piekle. A o to, że świat staje się coraz gorszy, ma pretensje do Jezusa. "Panie Jezu Chryste, zanim przyszedłeś na Ziemię, Ty, a za Tobą, Panie Jezu te wszystkie diabły, Ziemia była rajem" - mówi... Młody zespół aktorski Teatru Polskiego pokazał się z dobrej strony. Przedstawienie ma dowcipne teksty, wartkie tempo, dużo tańca i muzyki, pokazuje ponadczasowe wartości uniwersalne, które widz może przemyśleć po wyjściu z teatru. Na podkreślenie zasługują muzyka Marcina Błażewicza i scenografia Aleksandry Semenowicz. Gdyby jeszcze było mniej hałasu na scenie, całkiem przecież niepotrzebnego, nie miałbym żadnych uwag.