- Moja miłość do Mameta trwa już dość długo. Myślę, że dobra reżyseria jego dramatu polega na tym, żeby uczynić ją niewidzialną. Bowiem sztuki Mameta są napisane przede wszystkim dla aktorów i to jest chyba główny powód, dla którego sięgnąłem właśnie po ten tekst - mówi Andrzej Sadowski, którego premierowy spektakl "Oleanna" zobaczymy w piątek w Teatrze Ludowym w Krakowie.
Dwie dekady temu "Oleanna", sztuka Davida Mameta, została określona przez krytyków mianem kontrowersyjnej. Czy dziś jej siła jest równie mocna? - Myślę, że tak. W Polsce o molestowaniu seksualnym, z jakim mamy do czynienia w "Oleannie", zaczęto mówić nieco później niż w Stanach Zjednoczonych. Poza tym, w amerykańskich i angielskich realizacjach dramatu Mameta położono silny nacisk na przekaz antyfeministyczny. Ja z tego zrezygnowałem. Bardziej interesowało mnie to, co dzieje się między dwojgiem ludzi: studentką Carol i jej profesorem. A co się dzieje? - Carol traktuje słowa profesora dwuznacznie i tak ściąga na niego i na siebie nieszczęście, którego podstawą jest zwyczajne nieporozumienie. Dlatego właśnie sięgnął Pan po "Oleannę"? - Moja miłość do Mameta trwa już dość długo. To znakomity dramatopisarz. Prezentuje on taki rodzaj dramaturgii, który otwiera szerokie pole dla reżysera. Myślę, że dobra reżyseria jego dramatu poleg