Takiej premiery jeszcze w Teatrze Dramatycznym nie było. Wzorem scen offowych aktorzy wejdą pomiędzy widzów ułożonych na dywanie, by pokazać przed nimi najgłębsze emocje - przed premierą "Śmierci w Wenecji" pisze Jerzy Doroszkiewicz w Kurierze Porannym.
Ale to nie będzie smutne przedstawienie - wręcz przeciwnie niejeden raz będzie można się uśmiechnąć. Wszystko bowiem zależy w "Śmierci w Wenecji czyli czego najbardziej żałują umierający" od wrażliwości widzów. - Zapraszamy widzów w naszą uroczystą przestrzeń foyer do położenia się na wykładzinie - zachęca Mikołaj Mikołajczyk, reżyser przedstawienia. Cały spektakl widzowie mogą oglądać z pozycji leżącej albo siedzącej. Część spektaklu dzieje się na suficie, część nad aktorami, obok aktorów. Aktorzy przechodzą nad publicznością, przysiadają się do publiczności, rozmawiają z publicznością, szepczą jej coś do ucha, zapraszają do rozmowy, do wspólnych działań. Ale spokojnie. - Żaden widz nie jest atakowany, molestowany, zmuszany - jeżeli ktoś nie ma ochoty - zamyka się w swoim kokonie, który i tak zostanie rozerwany - żartuje Mikołajczyk. - Bo granica intymności, te pół metra które każdy chciałby mieć wokół siebie