"Bezimienne dzieło" w reżyserii Jana Englerta w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Magdalena Piejko w Gazecie Polskiej.
Dyrektorzy teatrów coraz częściej sięgają po dzieła niejednoznaczne. Witkacy z jego zawiłą fatalistyczną historiozofią wydaje się idealny. Ale skoro tak, to dlaczego Jan Englert postanowił w "Bezimiennym dziele" postawić na scenie "dziki tłum" z pewnego przedmieścia? Żeby postawić "ogarek" przysłowiowemu "diabłu", wystarczy wrzucić tam jakiś element z zestawu teatralnych poprawności. W tym wypadku, zdaje się, mieli to być siejący grozę kibole. I tak oto ciężar refleksji nad współczesną Polską, który od lat przyświeca Teatrowi Narodowemu, wydaje się uniesiony. Tekst Stanisława Ignacego Witkiewicza jednak, bardzo gęsty i spójny w swoim szaleństwie, wydaje się odporny na wszelkie dodatki i sam w sobie zyskuje tu "nowe życie". W "Bezimiennym dziele" Witkacy opisał chaos wprowadzony przez władzę odwołującą się tylko do siebie samej. Misją tej władzy jest modernizowanie ślepych mas. Autor zawarł tu smutną refleksję nad pseudodemokracj�