"Happy" w choreogr. Nigela Charnocka w Starym Browarze / Studio Słodownia +3 w Poznaniu. Pisze Andrzej Z. Kowalczyk w Kurierze Lubelskim.
Jednym z najtrafniejszych obrazów współczesnej Polski i Polaków, jakie powstały u początków nowego wieku jest bez wątpienia film "Wesele" Wojciecha Smarzowskiego. Zjadliwy, a momentami wręcz okrutny pamflet, na którym - że przywołam Miłosza - "czuje się całym ciałem wstyd". Wspominam ów film dlatego, że podczas oglądania spektaklu "Happy" Nigela Charnocka przez cały czas miałem wrażenie, iż widzę swego rodzaju "przekład" owego obrazu na język teatru tańca. Rzecz jasna nie mam na myśli przeniesienia na scenę fabuły "Wesela"; spektakl jest dziełem w pełni autonomicznym, ale obszar penetrowany przez obydwa utwory jest zadziwiająco podobny, choć oczywiście inaczej rozłożone są akcenty. Smarzowski patrzy na Polaków od wewnątrz, opisuje stan otaczający go na co dzień, doświadczany autopsyjnie. Charnock spogląda oczyma cudzoziemca; Brytyjczyka wyrosłego nie tylko w zupełnie odmiennej tradycji, ale wręcz klimacie kulturowym. Przypomina to troch