Lata 80. w polskim teatrze znaczy silnie nurt scenicznych adaptacji. Tak silny, że wręcz zagrażający wątłej egzystencji dramaturgii współczesnej. Potem namiętność do adaptowania opadła. Bodaj z prozaicznych powodów wielkie dzieła epickie, a nawet nie tak wielkie, wymagały wieloosobowej obsady, zmian dekoracji, słowem pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. Ubóstwo raczej skłaniało do monodramu niż do przedsięwzięć wymagających inscenizacyjnego rozmachu. Ale oto pod koniec tego sezonu w Warszawie mocnymi akcentami stały się adaptacje i to wielogodzinne, z udziałem mnogiej liczby aktorów, a przy tym starannie przygotowane od strony tzw. oprawy scenicznej. W Rozmaitościach Grzegorz {#os#13932}Jarzyna{/#} dał "Księcia Myszkina" według "Idioty" Fiodora Dostojewskiego, w Ateneum Andrzej Pawłowski "Opętanych" Witolda Gombrowicza, a w kolejce czekają następne adaptacje. Jakkolwiek przedstawienia te bardzo wiele dzieli, to jednak łączy potrzeba pe
Tytuł oryginalny
W stronę adaptacji
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Nr 141