X Konfrontacje Teatralne w Lublinie podsumowuje Agnieszka Dybek w Dzienniku Wschodnim.
Jeśli ktoś nie wierzył w magię, moc i magnetyzm teatru, to miał okazję, niczym niewierny Tomasz, włożyć palec w żywą teatralną materię. Aż po łokieć, aż po serce. Już się przyzwyczailiśmy, że na kilka jesiennych dni Lublin robi się teatralny. I na ten festiwal mamy pozwolenie odgórne, bo zawsze jest piękna pogoda. Teraz też tak było. Między 5 a 8 października Janusz Opryński, Włodzimierz Staniewski i Leszek Mądzik niczym najlepsi ministrowie kultury i sztuki zaprosili do Lublina polską i światową czołówkę twórców, którzy już gościli na poprzednich festiwalach, a teraz w rok jubileuszu zobaczyliśmy ich ponownie. W sumie było do wyboru blisko trzydzieści propozycji. Choć bywalcy śledzący konfrontacje od ich powstania narzekali na brak emocjonalnego napięcia wśród widzów, na brak histerii w czasie szturmowania wejścia na kolejne spektakle i jęczeli, że klimatu brak i kieeedyś to były festiwale, publiczności nie brakowało. Ba, pu