DESANT "Hiszpańskiej Muchy" rodem z Wiednia na sosnowiecką scenę trafił w samo sedno karnawału, na ogół ubogiego w rozrywki z wyjątkiem sylwestrowego amoku i finałowego "śledzia". W środku tego okresu mieszczą się zwykle gromadne potańcówki zwane szumnie balami, ale tak naprawdę młodzież woli się na co dzień wyszumieć w dyskotekach, a starsi przyrastają do foteli przed telewizorami. Zresztą nie ma się gdzie zabawić bez niebezpiecznego zachwiania domowego budżetu. Otóż "Hiszpańska Mucha" napisana przez dwóch wiedeńskich autorów Franza Arnolda i Ernesta Bacha jest wprawdzie farsą dość zleżałą, stuknęła jej 50-tka, ale została skrojona lekko, z francuskim nerwem, co stanowi dla niej chyba niezłą rekomendację. Nikt przecież nie liczy lat staremu mistrzowi francuskiej farsy Georgesowi Feydeau i jego epigonom depczącym mu z różnym skutkiem po piętach. Wiedeńczycy spiętrzyli w swojej farsie sytuacje bardzo zabawne i zgromadzili sporo ucieszn
Tytuł oryginalny
W sam raz na karnawał
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Robotnicza nr 4