Dawno, dawno temu wystarczyłoby "Żołnierza królowej Madagaskaru" skwitować kilkoma zdaniami w rodzaju: chcąc zadowolić gusty mniej wybrednej części publiczności i dbając o kasę teatr wystawił komedyjkę muzyczną, czyniąc to udatnie i pokazując pełnię swoich możliwości. Wszyscy bawili się świetnie. Dziś można by dodać, że taka opinia jest w dalszym ciągu słuszna i dorzucić zdanie na temat wartości zdrowego śmiechu w czasach powszechnej i dość ponurej fascynacji polityką i pieniędzmi. Rzeczywiście, jest to przedstawienie bardzo dobre, choć jeśli ktoś zawierzył reklamie mówiącej o szampańskiej zabawie i wyobraził sobie nieustającego kankana, mógł czuć się początkowo nieco zawiedziony. Spektakl prowadzony jest bowiem w rytmie maszyny parowej uwożącej mecenasa Mazurkiewicza z Radomia do Warszawy, a rzecz dzieje się w wieku XIX. Najpierw powoli, później też spokojnie, choć już wartko i z chwilowymi przyspieszeniami, aż do prędk
Tytuł oryginalny
W rytmie maszyny parowej
Źródło:
Materiał nadesłany
Nowości Dziennik Toruński nr 204