W programie znajdujemy przedruk szkicu nieocenionego Tadeusza Żeleńskiego-Boya, który w setną rocznicę premiery przenikliwie i złośliwie analizuje komedię "Damy i huzary". Cała brudna podszewka staropolskiej obyczajowości, zawarta w sztuce pana hrabiego, wystawiona zostaje publice przed oczy. Brutalnie, bez ogródek. Podkreśla, że matka-stręczycielka, czyli pani Orgonowa, frymarczy własną córka, którą usiłuje sprzedać, pardon, wyswatać, własnemu rodzonemu bratu. To, że Major jest wujem dziewczyny, że starszy od niej o lat 40 bez mała - nie szkodzi. Tym bardziej nie ma nic do rzeczy, że Zofia kocha kogo innego. Liczy się tylko to, że wuj posiada majątek. W tym świecie liczy się tylko interes. Poza tym - nie ma nic świętego. Niby wszystko to prawda, mamy wszystkie te bezeceństwa w tekście Aleksandra Fredry. Z niejednej jego komedii wyziera smutna i ponura rzeczywistość (jeszcze pamiętamy na tej scenie przejmującego, wręcz tragicznego Papkina,
Źródło:
Materiał nadesłany
"Razem" nr 11