Po spektaklu o tym, jak tweetami niszczy się przeciwników, i po triumfie Piotra Beczały czujemy się swojsko w Salzburgu - pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Akcja "Simona Boccanegry" - oparta zresztą na wydarzeniach historycznych - rozgrywa się w XIV w. w Genui. Ale na festiwalu w Salzburgu, nim jeszcze zabrzmią pierwsze takty muzyki Giuseppe Verdiego, nikt nie ma wątpliwości, że czas zdarzeń jest inny. Polityczny Verdi Oto na scenę wbiega tłum urzędników, sądząc po garniturachi płaszczach, wyższego szczebla. Wszyscy mają telefony i coś natarczywie w nie wpisują. Po chwili wiadomo, o co chodzi. Tiulową zasłonę, stanowiącą tło, zalewa potop tweetów. Wszystkie są podobnej treści i mają jeden cel: obalić próżniaczą kastę patrycjuszy, a władzę oddać uczciwym plebejuszom. Dożą Genui ma zostać Simon Boccanegra. Dobra zmiana udaje się, ale ci, którzy tweetami wpływają na nastroje tłumów, nie próżnują. Okazuje się bowiem, że ten, którego wynieśli oni na szczyty, rządząc, kieruje się własnymi zasadami. Telefony znów są więc w użyciu i szykuje się kolejny przewrót. Raz uruchomion