"Cześć faszysto" to sztuka z prawie żadną scenografią. Aktorzy ubrani nie w uniformy nazistów, ale zwykłe ubrania. Jednak to sztuka porażająco współczesna, prawdziwa. Niezła.
"Halo nazi" to dramat Monoblocu - grupy młodych berlińczyków. Historia prosta, zgrzebna niemal. W areszcie przebywa dwóch uczestników bójki. Niemiecki neonazista i polski gastarbeiter zamknięci w jednej celi, na kilku metrach kwadratowych, wylewają z siebie nienawiść, narodowe kompleksy i strach. Rozmawiają, kłócą się, szamoczą, wzajemnie obwiniają, ale pomału dochodzą do zgody. Co ich łączy? Opowieści o samochodach i dyskusja o tym, jak interpretować "Matrix" - kultowy film "Generacji Nic", do której obaj należą. Rudi razem z bandą niemieckich skinów napadł i brutalnie pobił trzech polskich nielegalnych robotników. Tymczasem nadchodzi wiadomość, że ranny Polak umiera. Christian, szef bandy, każe nieletniemu wziąć na siebie winę. W zamian proponuje przyjaźń, szacunek i przyjęcie do grupy neonazistów. I dostąpienie honoru "prawdziwego" Niemca. Widzowi jest najzwyczajniej szkoda, nie ofiar całego zajścia, tylko młodego faszysty Rudiego