Ależ urokliwie senna jest nasza Warszawa. Prawdziwe uzdrowisko. Pełne zieleni i ciszy, z ludźmi i pojazdami poruszającymi się w tempie spacerowym. Mam to wrażenie za każdym razem po pobycie w Moskwie. Tym razem potęguje je świadomość, że do samolotu powrotnego wsiadłem na Szeremietiewie godzinę przed poniedziałkowym zamachem w Petersburgu - pisze Maciej Nowak w Gazecie Wyborczej-Stołecznej.
A przecież nawet bez tego kontekstu na ulicach obu rosyjskich stolic panuje nieustająca gorączka. Na chodnikach tłumy porywają zbyt powolnych przechodniów. Wyrwanie się z rwącej rzeki ludzi wymaga autentycznej fizycznej krzepy. Wielopasmowe jezdnie wypełniają korki samochodów, i to nie tylko w godzinach szczytu, ale także w środku nocy. Spokoju nie znajdziesz również pod powierzchnią. W zawrotnym tempie, hen, w głąb ziemi, ku głęboko położonym peronom metra pędzą kaskady schodów ruchomych. Każdego dnia jadą nimi miliony ludzi. Do pracy, do domu, na randki. Po śmierć. O pannie złej nie da się w Moskwie i Petersburgu zapomnieć. Przy wejściu do każdej stacji podziemnej kolejki zainstalowane są detektory metali, a ochroniarze wychwytują osoby o orientalnych rysach i poddają przeszukaniu. Tym razem metoda ta zawiodła. W Rosji historia buzuje i nikt nie traktuje poważnie zachodnich bajek o jej końcu. Krwawą fastrygę widać co chwila. Przy wejściu