O spektaklu Katarzyny Szyngiery "Lwów nie oddamy" z Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie na Festiwalu Trans/Misje pisze Tomasz Domagała w oficjalnym dzienniku festiwalu.
W programie do spektaklu "Lwów nie oddamy" w reż. Katarzyny Szyngiery znalazłem fragment wiersza Wisławy Szymborskiej "Koniec i początek": "Ci, co wiedzieli/o co tutaj szło,/muszą ustąpić miejsca tym/co wiedzą mało./I mniej niż mało./I wreszcie tyle co nic. W trawie, która porosła /przyczyny i skutki/musi ktoś sobie leżeć/z kłosem w zębach/i gapić się na chmury" Obraz, którym otwiera się prolog spektaklu: pejzaż z dorodnym drzewem i rzeką San, jak się wkrótce dowiemy jest jakby żywcem z poezji Szymborskiej wyjęty. Jesteśmy w Beniowej - wsi, która została podzielona granicą. Aktorzy leżą "w trawie", "z kłosem w zębach" i "gapią się na chmury". Ich spokój zakłóca brzdąkająca na gitarze Ukrainka (Oksana Czerkaszyna). Przeszkadza niczym "osa", która musi być ukraińska, bo "gryzie" i "jest agresywna". Musi zostać przepędzona za rzekę, na swoją stronę, żebyśmy o wspólnej historii mogli - jak mówi Szymborska - wiedzieć "mało"