Mimo zastrzeżeń, "Balladynę" Kilianów mogę śmiało polecić.
Premiery w inscenizacji Jarosława Kiliana robią na widzach wrażenie dzięki zawsze atrakcyjnej scenografii ojca reżysera, Adama Kiliana. W "Balladynie" Juliusza Słowackiego scena bitwy, z kolejno opadającymi w rytm werbli sylwetami strzeleckimi, jest wprost genialna. Na takich właśnie pomysłach zasadza się wielkość teatru. Scenografia Kiliana jest zniewalająca, ale i niebezpieczna, skoro zachwyca urodą... drutu kolczastego w formie girland. Zadziwiających plastycznych ciekawostek i żartów jest tu znacznie więcej. Cieszą oko pogodne, soczyste kolory dekoracji inspirowanych naiwnym malarstwem spod znaku Nikifora. Kiedy pomysł organizujący widowisko jest tak wyrazisty, bardziej skłonni jesteśmy wybaczyć niedostatki innych jego części. Okazały wystrój tej niby-tragedii - jak o "Balladynie" pisał sam autor - pomaga przymknąć oko na nierówną grę zespołu, co rzutowało na spadki napięcia, zwłaszcza w scenach zbiorowych. Przykład pierwszy z brzegu to ro