Spektakl stawia diagnozę dzisiejszemu światu, ciężko jest odnaleźć się w nim młodemu człowiekowi, a starsi ludzie pozbawiani są wartości, do których przywykli. Brak solidnych podstaw moralnych, wszelkie normy są przekraczane - o "Bydle" Szczepana Orłowskiego w reż. Jacka Poniedziałka w Studio Teatrgalerii w Warszawie pisze Katarzyna Bekielewska z Nowej Siły Krytycznej.
Ciemno. Słychać tylko słodki, uspokajający acz rzeczowy kobiecy głos dziękujący za wzięcie udziału w eksperymencie. Podskórnie daje się odczuć, że taka uprzejmość ma coś na celu. Tylko co? Wydawałoby się, iż wystarczyłoby chłodne podziękowanie i przejście do następnego etapu wywiadu lekarskiego, ale nie tutaj, nie na ciemnej, zadymionej scenie Teatru Studio w Warszawie, przez którą stopniowo przebija się stroboskopowe światło. Zdaje się, że za chwilę prześwietli dusze wszystkich obecnych. Oczy, przyzwyczajone już do otaczających warunków, powoli dostrzegają dwie postaci, od których bije to światło. Kto jest kim? Dlaczego obie figury są zamaskowane, a jedyną przesłanką pozwalającą na zidentyfikowanie ich płci jest głos? Pytania mnożą się, a sensownych odpowiedzi brak. Uwagę przykuwają skróty, wśród których powtarza się: "SLE" [1]. Wprawiony już aparat wzroku wyławia kolejne dwie osoby, siedzą tyłem do widowni, niczym zahi