Od paru dziesiątków lat na polskim niebie teatralnym świeci dramaturgia Stanisław Ignacego Witkiewicza jako gwiazda pierwszej wielkości. Dzieła napisane przed pół wiekiem, zrazu dostrzegalne tylko dla niektórych, stały się dopiero teraz bliskie nam i zrozumiałe, rozbłysły niby rosnąca kometa. Lecz komety, jak wierni, składają się z jądra o mocnym blasku i mgławicowatego ogona. W danym wypadku do jądra należą te inscenizacje, które rzeczywiście przekonują dzisiejszego widza do spuścizny po Witkacym. Obawiam się, że "Dramat nie rozpoznany" grany obecnie w Teatrze Małym, w opracowaniu tekstu i reżyserii Tadeusza Minca, z muzyką Jacka Sobieskiego i w scenografii Andrzej Sadowskiego - nie wchodzi w skład jądra. Raczej, jeśli dalej snuć porównania z kometą, zaliczyłbym go do pyłów jej ogona. Cóż... Wprowadzenie na scenę dzieła tak w rękopisie uszkodzonego, że nie zachował się ani początek, ani koniec, ani nawet tytuł, jest chwalebnym czynem
Tytuł oryginalny
W ogonie komety
Źródło:
Materiał nadesłany
"Kurier Polski" nr 36