W "Polsce - Gazecie Krakowskiej" nr 81 z 5 kwietnia br. Łukasz Maciejewski napisał artykuł o krakowskich teatrach. Cytowany później na e-teatrze. Dotkliwy artykuł. Nie zamierzam polemizować z jego ocenami poszczególnych spektakli czy teatrów. Każdy krytyk ma prawo do subiektywnego osądu, nawet jeśli to nas - artystów i dyrektorów - boli. Dlaczego miałbym tego prawa odmawiać, udowadniać, że nie ma racji, krytykowi, którego znam, cenię i lubię? W tekście Maciejewskiego niepokoi mnie coś zupełnie innego: łatwość uogólnień i ferowania ostatecznych wyroków - pisze Krzysztof Orzechowski, dyrektor Teatru im. Słowackiego.
Pisze Łukasz Maciejewski: "Dzisiaj Kraków wielcy artyści omijają szerokim łukiem. I nic dziwnego, bo krakowskim teatrom brakuje wyrazistego charakteru, prowokacji, ironii, oddechu i wyrafinowania." Logicznie taka diagnoza powinna brzmieć inaczej - Kraków omijają wielcy i dlatego na scenach jest kiepsko. No bo jak może być dobrze, jeśli pracują tutaj tylko mierni? Zostawmy subiektywny osąd, czego to krakowskim teatrom nie dostaje. Zastanówmy się raczej kogo autor miał na myśli pisząc o "wielkich artystach"? Obok niepodważalnego Jerzego Jarockiego, wciąż tworzącego spektakle, znam jeszcze tylko jednego bezsprzecznie wielkiego artystę teatru. Jest nim Krystian Lupa. Ale ten, o ile mi wiadomo, przygotowuje się właśnie do nowej realizacji w Krakowie, gdzie w minionych latach stworzył większość swoich wybitnych przedstawień. Dzisiaj trudno jest o kimkolwiek powiedzieć, że jest "wielkim artystą teatru". Taki sąd musi być skrajnie subiektywny. Żyjemy w czas