Kazimierz Dejmek, wystawiając "Wielkiego Fryderyka'' Nowaczyńskiego, znowu sprowokował swoich entuzjastów i przeciwników. Jest to bowiem kolejna - po "Dialogusie" i "Patnie" - demonstracja ascetycznej postawy wobec nieskromnej, pychy inscenizatorów. Demonstracja na tyle udana, że nie waham się uznać ją za sukces niepokornego, a przekornego wroga - jak to on określa - "tyjatru" i nadużyć inscenizacyjnych. Prezentując sztukę, w której triumfy aktorskie święcił kilkadziesiąt lat temu (1909 rok!) Ludwik Solski - Dejmek opowiedział się raz jeszcze za teatrem repertuarowym. A więc takim, który prowadzi świadomą i konsekwentną politykę sięgania po teksty znaczące w literaturze i narodowej tradycji. Odkrywanie bowiem tekstów zapomnianych, zlekceważonych, niedocenionych, lub z jakichś względów dotąd nie granych, poszerzanie zasobu repertuarowego o nowe pozycje - przy zarysowującym się zubożeniu repertuarowym wielu scen - to niepodważalna zasługa dyrekto
Źródło:
Materiał nadesłany