"W mrocznym domu" w reż. Grażyny Kani w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Agata Tomasiewicz w serwisie Teatr dla Was.
Przez wiele lat rodzina funkcjonowała w zbiorowej świadomości jako monolit nie do skruszenia. Z biegiem czasu w podstawowej komórce społecznej zaczęto upatrywać źródła wszystkich późniejszych frustracji i kompleksów. Ekspansja środków masowego przekazu przyczyniła się do przekucia najintymniejszych doświadczeń w ekshibicjonizm w tabloidowym wydaniu. W takim układzie wytwarzanie zbiorowego współczucia zbyt łatwo może przerodzić się w niezdrowy voyeuryzm. Tymczasem rzeczywistość pokazuje, że nawet brutalna wiwisekcja nie jest w stanie zaleczyć traum, wręcz przeciwnie - pogłębia dystans pomiędzy pokrzywdzonymi. O takiej relacji opowiada spektakl Grażyny Kani, oparty na sztuce amerykańskiego twórcy, Neila LaBute'a. Scena jest miejscem agonu dwóch spotykających się po latach braci. Areną emocjonalnej konfrontacji staje się patio zasypane żwirem. "Mur" zarośnięty bluszczem symbolicznie odgradza bohaterów od świata zewnętrznego. W seansie fru