ZACZĄĆ muszę jednak od Wyścigu Pokoju. Nie da się ukryć, że ta impreza miała najwięcej publiczności w ostatnich dwóch tygodniach, choć właściwie reporterzy telewizyjni byli dość bezradni i pozbawieni nawet tego kontaktu z trasą, jaką mieli spikerzy na stadionach. My zaś widzowie, króciutki błysk finiszu. I to prawie wszystko. A jednak pół Polski siedziało przed ekranami. Ten wyścig przypomniał zapewne telewizji zabaczana często prawdą, że kamera jest instrumentem ruchomym i przenośnym. Że czuje się równie dobrze w plenerze, jak i w studio i że warto z nią częściej wychodzić na powietrze i światło. Dla mnie bowiem reportaże z miast etapowych, a właściwie z ich stadionów, były nie mniej ciekawe niż sama jazda na rowerze. Myślę, że ta szansa telewizji, owa możliwość bezpośredniego śledzenia życia, jest nadal minimalnie wykorzystywana. Wszystkie więc próby w tym względzie trzeba przyjmować z sympatią, nawet i te kawiarniane spot
Tytuł oryginalny
W majowym słońcu
Źródło:
Materiał nadesłany