„Sen nocy letniej” w reż. Justyny Sobczyk i Jakuba Skrzywanka w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Zofia Kowalska w Teatrze dla Wszystkich.
Próchniejące drzewa ateńskiego lasu kolejno padają z impetem na ziemię. We mgle majaczą czarno-białe sylwetki o trupioszarych obliczach. Nie ma tu wonnej, zielonej trawy, a zamiast po mchu, postaci stąpają po wyboistej podłodze z lejami po bombach, sporadyczne czarne rośliny przypominają powyginane rzeźby Giacomettiego.
W takich warunkach rozgrywają się wydarzenia szekspirowskiego Snu nocy letniej w spektaklu o tym samym tytule wyreżyserowanym przez Justynę Sobczyk i Jakuba Skrzywanka w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Opisana wyżej scenografia (Agata Skwarczyńska) wygląda jak zakomponowana raczej na potrzeby wystawienia jakiejś sztuki Samuela Becketta. Widz nie usłyszy tutaj całej komedii Szekspira, zostały z niej tylko strzępy, kilka scen potrzebnych, aby zaznaczyć obecność patriarchalnych, opresyjnych wątków w oryginalnym tekście (a potem się im przeciwstawić). Nie ma tu prawdziwej miłości, są aranżowane małżeństwa, żelazne zasady, władczy ojcowie i uległe córy. Choć aktorki i aktorzy wprawdzie mówią tekstem dramatu, słowa Szekspira nie wywołują salw śmiechu, a ciarki grozy.
Nie jest jednak aż tak poważnie, a przynajmniej nie przez cały czas. Przepysznie zabawny jest Klub Adoratorów Miłości Prawdziwej, w skrócie KAMP (w tych rolach świetni Grażyna Madej, Konrad Pawicki i Wiesław Orłowski). W szpiegowskich płaszczach i z doprawionymi wielkimi uszami pouczają aktorów z niepełnosprawnościami, jak kochać i jak być kochanymi, zgodnie z katolickimi wartościami i (nie)moralnością. To, co mówią jest doprawdy absurdalne. Osoby z niepełnosprawnością intelektualną oczywiście nie mają w Polsce takich samych praw jak osoby normatywne. Przestrzegani są przed seksem przedmałżeńskim, a przecież nie mogą zawrzeć związku małżeńskiego. Poziomy wykluczenia piętrzą się. Na szczęście członkowie KAMP-u są tak przerysowani, że ani przez moment nie bierzemy ich słów na poważnie.
Dekonstrukcja komedii (tragedii?) Szekspira odbywa się tu właśnie poprzez obecność aktorek i aktora z niepełnosprawnościami (Amelia Blus, Jolanta Niemira, Justyna Utracka, Bogusław Krasnodębski). Wcielają się w rolę Puka (czy też Puków), wkraczają do lasu, rozsadzają spektakl od środka. Justyna Utracka odmówi zagrania psa w infantylnej scence o Piramie i Tyzbe. Sen nocy letniej rozpada się coraz bardziej aż w końcu rozlatuje się w pył, aktorzy wychodzą z ról. Odtąd spektakl staje się eklektyczną mieszaniną pomysłów, mediów i form. Emancypacyjny rap czy wideo, na którym Ewa Sobiech (Matka) niszczy budynek ZUS-u laserami z oczu to tylko niektóre niespodzianki.
Osobną linią dramaturgiczną konsekwentnie prowadzoną przez całe przedstawienie jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami rekonstrukcja podróży niepełnosprawnego Syna (Roman Słonina) do Brukseli, gdzie odbywa on spotkanie z Seksworkerką (Helena Urbańska). Opowieść ta ma swoją kulminację w finale przedstawienia, gdzie pomiędzy postaciami dochodzi do zbliżenia – nie seksualnego, bo to nie jest ukazane na scenie – ale emocjonalnego, intymnego. Delikatny dotyk, wspólny taniec, śmiech, pytanie siebie wzajemnie o zgodę przed podjęciem każdego kolejnego ruchu. Odczarowuje to negatywne wyobrażenia na temat asystentury seksualnej dla osób z niepełnosprawnościami, ale też pracy seksualnej w ogóle. Przy czym, co warto zaznaczyć, Sen(…) nie zajmuje radykalnego stanowiska, a szuka prawdy, silnie podbudowanej dokumentalnością – w procesie powstawania spektaklu zostało przeprowadzonych wiele wywiadów.
Sen nocy letniej traktuje przede wszystkim o seksualności osób z niepełnosprawnościami, o palącej potrzebie rozmowy o równouprawnieniu, potrzebie szacunku i podmiotowego traktowania, ale odczytuję go także jako przedstawienie o teatrze i o zmianach obecnie w nim zachodzących. Cripowanie (termin ukuty przez Roberta McRuera) teatru, które się tu odbywa, polega na rozmontowaniu oryginalnego tekstu dramatycznego i konwencji teatralnej, rozumianych przez twórców jako anachroniczne, na rzecz ustanowienia nowych zasad gry. Dostosowany do normatywnych aktorów teatr dramatyczny na ogół nie jest dostępny dla osób z niepełnosprawnościami, nie tylko w sensie artystycznym, ale i mobilnym – żeby dostać się na dużą scenę i obejrzeć Sen(…) trzeba było pokonać „schody wstydu”. Nie bez powodu też aktorzy rozgrywają wydarzenia z Szekspira na wymownym, znacznym podwyższeniu. Ale tutaj udaje się te wszystkie reguły tworzenia teatru podważyć. Pozytywny „wirus” w postaci nienormatywnych aktorów sprawia, że definiujemy to, czym jest teatr na nowo – już nie tylko domem wielkiej literatury i wielkich kreacji aktorskich, ale miejscem samorzecznictwa, aktywizmu, wolności twórczej i demokratycznych decyzji.
„Lecz sztuka zyska zakończenie gładsze/Gdy resztę zagra się w innym teatrze”- te znamienne słowa sztuki Szekspira padają w spektaklu. Tylko ci, którzy są poza normą, mają zdolność prowokowania prawdziwej rewolucji. Takiego „innego teatru” życzę Teatrowi Współczesnemu jak najwięcej!