"Umarłe miasto" Ericha Korngolda w reż. Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Bartosz Kamiński w Ruchu Muzycznym.
Dzieło wybitne czy operowy humbug? Ponadczasowa, niepokojąca wizja czy konfekcja zalatująca naftaliną? Przedstawienie Mariusza Trelińskiego może się podobać, choć nie rozwiewa wątpliwości narosłych wokół "Umarłego miasta" Ericha Korngolda. Trzecia i najsłynniejsza opera Ericha Korngolda - cudownego dziecka z Wiednia - to jeden ze zdumiewających utworów zrazu okrzykniętych arcydziełem, które z czasem zaczęły budzić coraz więcej skrajnych reakcji - od fascynacji po szyderstwo. Głośna podwójna premiera w Hamburgu i Kolonii w grudniu 1920 roku, po której natychmiast przedstawiono dzieło na prestiżowych scenach Wiednia i Nowego Jorku, a potem w kolejnych kilkudziesięciu teatrach (w tym w 1928 roku we Lwowie), stała się dla dwudziestotrzyletniego kompozytora przepustką do sławy, wielkiej kariery w Hollywood jako kompozytora muzyki filmowej ale także - jak pokazują ostatnie dekady - do nieśmiertelności. Wprawdzie po wojnie twórczość Korngolda sta