Przed najnowszą premierą - wieczorem kabaretowym w Starym Teatrze - zbyt wiele dochodziło dziwnych sygnałów, by można było się spodziewać olśnień. Można jednak było zakładać, ba - miało się prawo oczekiwać, że na krakowskiej narodowej scenie nie zaproponuje się nam rozrywki przypominającej chwilami prymitywne, prostackie, że elegancko użyję eufemizmów - skecze i "numery", jakie znamy z najgorszych programów telewizyjnych czy też z uwłaczających dobremu smakowi występów estradowych szmirusów. Estetycznych analfabetów. O czym, o kim mówię? O aktorze Tadeuszu Huku, który z Dużej Sceny raczy widzów frazą z wierszyka o panience: "...mogłaby trochę obciągnąć pończoszkę" - robiąc wyraźną pauzę po jednym ze słów. O Błażeju Peszku, który hasa po scenie z głową konia na długim kiju wsadzonym między nogi i wygłasza wersy uroczego wierszyka Boya "Franio": "Franio był to chłopiec mały, /Ale bardzo był nie
Tytuł oryginalny
W kiepskim kierunku
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 13