"Cabaret" w reż. Andrzeja Marii Marczewskiego Nowego Teatru w Słupsku i Teatru Variete Muza w Koszalinie. Po premierze koszalińskiej pisze Joanna Krężelewska w Głosie Koszalińskim.
Zaczęło się od mocnego uderzenia - piosenką "Willkommen" Mistrz Ceremonii zaprosił widzów do "Cabaretu". I to jakiego! Wczorajsza premiera prasowa musicalu zebrała burzę oklasków. Przygotowania do megaprodukcji "Cabaret", czyli jednego z najlepszych broadwayowskich musicali, trwały niemal pół roku. Licencję na show, które koszaliński Teatr Variete Muza przygotował wraz ze słupskim Teatrem Nowym, podpisali sami twórcy dzieła: John Kander, Joe Masteroff i Fred Ebb. I zakładam, że gdyby sami zasiedli na widowni, również głośno biliby brawo. Fabuła nie jest skomplikowana. Wszak nie o zawiłe intrygi, a o dobrą zabawę przy muzyce tu chodzi. Do berlińskiego klubu Kit Kat zaprasza nas Mistrz Ceremonii. On towarzyszy też wszystkim bohaterom. Wśród nich jest Cliff Bradshow, niespełniony amerykański pisarz, który po sławę przybywa do stolicy Niemiec. Jest i Sally Bowls, piosenkarka, a raczej gwiazdka klubu. Między Cliffem a Sally rodzi się uczucie.