EN

27.09.2010 Wersja do druku

W imię widza

Po dobrym spektaklu wychodzimy z teatru dosłownie uskrzydleni i niczego bardziej nie pragniemy, jak tego, by do teatru móc jak najszybciej powrócić, najlepiej nazajutrz. Tyle że spektakle uskrzydlające widzów nie zdarzają się co dzień - pisze Tadeusz Bradecki w Dialogu.

Zdarzają się, bywa, raz na kilka lat. Pomiędzy nimi skazani jesteśmy na kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt spektakli najzwyczajniej niedobrych. Wyczekując ich końca, zwieszamy głowę na kolana, jęczymy w sposób nieartykułowany i przysięgamy sobie, że w teatrze nie pojawimy się już nigdy więcej. Pamiętam przedstawienia, po których obejrzeniu a) porzucenie zawodu, b) emigracja w proteście, c) różne warianty prób samobójczych jak najbardziej na serio chodziły mi po głowie. Pomiędzy niesłychanie rzadkim teatrem dobrym, a szeroko (niestety) rozpowszechnionym teatrem złym rozpościera się najliczniejsza kategoria teatralnej codzienności: teatr trochę dobry, trochę zły. Scenografia, powiedzmy, była fatalna, lecz aktorzy wspaniali. Albo na odwrót. Albo: tekst do kitu, lecz olśniewający koncept. Albo: jakże świetny tekst, jakże nierozumnie zmarnowany. Albo wszystko to naraz, i to przemieszane: wprawdzie rozliczne spektaklu zalety utrzymały nas w fotelac

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

W imię widza

Źródło:

Materiał nadesłany

Dialog nr 9/09.2010

Autor:

Tadeusz Bradecki

Data:

27.09.2010