Myślę, że niezwykłość tego teatru na tle innych, polskich, zawodowych, publicznych teatrów polega na tym, że prezentuje on dramaturgię ważną dla widzów szukających w teatrze problemów istotnych, skłaniających do przemyślenia własnej drogi życiowej i własnych wyborów, jakich dokonujemy przecież codziennie - o "Celi Ojca Maksymiliana" Kazimierza Brauna w reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego, spektaklu Teatru Karola Wojtyły, zaprezentowanym w Tychach pisze Małgorzata Nasca w Górnośląskim Tygodniku Regionalnym Echo.
Parę tygodni temu Teatr Karola Wojtyły prowadzony od kilkudziesięciu lat przez Andrzeja Marię Marczewskiego wrócił ze Lwowa, gdzie na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Złoty Lew zaprezentowano premierę "Tryptyku rzymskiego" Jana Pawła II, która zakończyła się owacją widzów na stojąco. W Tychach było podobnie, publiczność stojąc oklaskiwała twórców "Celi Ojca Maksymiliana" Kazimierza Brauna. Cóż jest takiego niezwykłego w fenomenie Teatru Karola Wojtyły? Przecież tym razem zagrano rzecz o Ojcu Maksymilianie Kolbe, polskim, dzisiejszym świętym, który dobrowolnie oddał swoje życie za Franciszka Gajowniczka i zginął w celi śmierci w Oświęcimiu. Myślę, że niezwykłość tego teatru na tle innych, polskich, zawodowych, publicznych teatrów polega na tym, że prezentuje on dramaturgię ważną dla widzów szukających w teatrze problemów istotnych, skłaniających do przemyślenia własnej drogi życiowej i własnych wyborów, jakich dokonujem