Jesień za pasem, pora rozlepiać afisze i otwierać budy. Jaki będzie nowy sezon teatralny? Parę przesłanek pozwala myśleć o nim z nadzieją. Choćby nowe nazwiska w reżyserskiej czołówce, o czym pisałem przed dwoma tygodniami. Ale i powrót do spraw serio - chwilę temu porzuconych, roztopionych w zalewie łatwizny. Teatry najwyraźniej znów nabierają ochoty na zajmowanie się tematami tak niewdzięcznymi, jak na przykład kondycja duchowa współczesnego sobie społeczeństwa. Sam koniuszek minionego sezonu przyniósł dwie szalenie ciekawe premiery. Co znamienne, obie były inscenizacjami dramatów tkwiących korzeniami głęboko w czasach minionych: sławnej sztuki sprzed z górą trzydziestu lat tudzież dzieła nowszego (choć też już dziesięć lat liczącego), którego akcja toczy się w koszmarnym roku 1968. Czyżby miało z tego wynikać jakieś podobieństwo naszej dzielnej epoki z dekadą Gomułkowskiej nudy i Moczarowskich awantur? Wygląd
Tytuł oryginalny
W co wierzysz?
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 37