"Paternoster" Helmuta Kajzara nie jest dramatem porywającym. Lektura utworu, napisanego pod koniec lat 60., to zadanie niewdzięczne. Przedstawienie ma jednak dużą silę wyrazu. Marek Fiedor znów pokazuje w Toruniu, że umie robić dobry teatr.
Helmut Kajzar był uważnym czytelnikiem Gombrowicza i Różewicza. Reżyser wyciągnął z tego wnioski i pokazał bardzo ostro, jak w "Paternoster" przeglądają się w sobie kanwy dramatyczne: "Ślubu" i "Kartoteki": Ze "Ślubu" pochodzi m.in. atmosfera dwuznacznego snu bohatera, pięknie pokazana na scenie, z "Kartoteki" zaś rejestr spraw współczesnego człowieka. O ile jednak u Różewicza świat przepływa przez symboliczne łóżko bohatera, który nie chce i nie musi się z niego ruszać, o tyle bohater Kajzara połyka przestrzeń, jest w ciągłym ruchu, bywa w świecie. Józio, grany z wielkim spokojem i prostotą przez Jarosława Felczykowskiego, wygłasza określający los bohatera monolog na pasie startowym lotniska, wpatrzony w daleki horyzont zimnego nieba. I już wiemy, że inteligent, autor, reżyser, bywalec rozpięty jest między Sztokholmem i Londynem a Warszawą, Krakowem i małą wioską na Śląsku Cieszyńskim. A jego tęsknota (przecież jakoś zrealizowa