Po kilku minutach "Kroniki" zespołu Grzegorza Brala przestają być zwykłym spektaklem - zapada się w nie jak w wodny wir.
"Kroniki" wrocławskiego, niekonwencjonalnego Teatru "Pieśń Kozła", od wielu lat przytulonego do Ośrodka Grotowskiego i układającego tu widowiska z pieśni i tańców, z których przed tysiącami lat powstawał teatr, na pewno nikogo nie pozostawią obojętnym. Spektakl trwa niespełna godzinę, ale przekazuje taki ładunek energii, że i mnie chciało się zerwać z krzesła, by wraz z Gilgameszem, królem Sumerów i bohaterem "Kronik", zatańczyć w finale. Półnadzy aktorzy dosłownie fruwają w sali teatralnej Ośrodka Grotowskiego. Równie przejmujące jest intro Enkidu, kłębiącego się jak wąż w półmroku. Szaman rysuje żywym ogniem takie labirynty podziemia, że skóra cierpnie i trudno wyjść z podziwu. Znacznie trudniej jest, gdy losy gwałtownika Gilgamesza poznajemy z pieśni i recytowanych fragmentów eposu. Słyszymy lamentacyjne pieśni staroalbańskie, więc raczej współodczuwamy, niż pojmujemy ich demiurgiczny nastrój. Zapewne postaci "Kronik" są