"Robiłam to, co kochałam. Zawsze na pierwszym miejscu była praca. Najszczęśliwsza byłam na scenie. Tylu mężczyzn kładło mi majątek u stop, a ja nigdy nie przywiązywałam do tego wagi".'Nina Andrycz, legenda polskiego teatru, właśnie skończyła 95 lat.
- Mężczyzna na fotografii w saloniku to Aleksander Węgierko, Pani wielka miłość - Tak, a drugi Jego portret wisi u mnie w sypialni. Z nim się budzę i zasypiam. Bardzo go kocham do dziś dnia. To była największa miłość w Pani życiu? - Największa. Wszystko, co było poza tym, nie da się porównać. Rozumieliśmy się idealnie. Oboje kochaliśmy teatr ponad wszystko. - Nie walczyła Pani o niego, bo nie chciała rozbijać małżeństwa? - Jego żona mnie o to poprosiła. Powiedziała: "Wiem, że pani na pewno nie zrobi mi żadnej podłości". Wiedziała, że on nie przestanie mnie kochać, ale nie chciała rozwodu. Bo dla kobiety po czterdziestce, w przedwojennej Polsce rozwód był czymś strasznym. Bardzo się męczyłam, ale nie mogłam odbierać męża właśnie tej kobiecie. Człowiek, który ma jakieś wartości musi się zachować przyzwoicie. "Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe"- zawsze starałam się tak żyć. Węgierko, kiedy się poznaliśmy i zaczął mnie