Drugi sezon Teatr Miejskiego w Gdyni za dyrektury Ingmara Villqista był najlepszym i najgorszym sezonem od lat. Najciekawszy pod względem artystycznym, katastrofalny pod względem frekwencyjnym. Dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze? - zastanawia się Piotr Wyszomirski w Gazecie Świętojańskiej online.
Prezydent Gdyni, Wojciech Szczurek, postawił konkretne zadanie przed nowym dyrektorem: ma powstać teatr artystyczny. Miała być diametralnie zmieniona linia repertuarowa sceny przy Bema. Jacek Bunsch, poprzedni dyrektor, który przegrał w konkursie na następną kadencję z reżyserem, którego zaprosił wcześniej do współpracy, serwował gdyńskiej publiczności mieszankę rzeczy lekkich i trudniejszych (ale bez przesady z trudnością). Teatr odżył, ale nie na tyle, by posada dyrektora stała się intratnym towarem w środowisku artystycznym: oprócz Bunscha na konkurs zgłosiły się tylko dwie osoby. Cała trójka przepadła, a Villqist został rekomendowany na stanowisko dyrektora przez ZASP, do którego o pomoc zgłosiły się władze miasta. Dopiero po blisko pół roku nastąpiła pierwsza premiera, czyli "Urodziny Stanleya" Harolda Pintera. Oczekiwania były ogromne, ale już druga premiera, czyli "Woyzeck" Buechnera bardzo rozczarowała, ale cały sezon uratował "Pr