Przechodzę przez rynek kilka razy dziennie, zawsze pomiędzy 14 a 18; w czasie przerwy pomiędzy moimi próbami na Scenie Kameralnej w TŚ; przedpremierowa panika chodzi już za mną krok w krok; nijak nie można się jej pozbyć i tak już będzie się snuć za mną aż do prapremiery "Chłopca z łabędziem" - pisze Ingmar Villqist w Gazecie Wyborczej - Katowice.
No, tak; teraz to już strach wejść na katowicki rynek, bo a nuż napatoczy się ktoś znajomy i zapyta: "I co sądzisz?" albo "No i jak?", albo znieruchomieje, ściągając usta w ciup (jak to się onegdaj mawiało), do tego spojrzy znamiennie i sapnie: "Hmm". Cała ta mimiczna choreografia i onomatopeiczna przestrzeń wyrazu znaczy dziś jedno - kameralny, ale publiczny dyskurs o nowym katowickim rynku; to już nie tylko proste pytanie: "I co?", ale też: "Ach, więc to tak " albo "Boże mój..", to także zapatrzenia, westchnięcia i skamienienia. Odpowiedź powinna być prosta A każdy zaczepiony pytaniem powinien wydusić z siebie jakąś odpowiedź albo pozawerbalne działanie. Wydawałoby się, że odpowiedź powinna być prosta: "tak" lub "nie", ale okazuje się, że pomiędzy tymi dwoma wartościującymi słowami rozpościera się nieskończona przestrzeń wzdychania i niemej troski. Tak czy inaczej, coś zawsze trzeba odpowiedzieć, więc najczęściej mówię: "N