Co mnie w tej książce - która stała się zresztą już potężnym bestsellerem - pociąga, to walka Stuhra o godność kultury, którą obecnie różne paskudne choroby także atakują, Stuhr choroby owe diagnozuje i wskazuje przyczyny, choć z oczywistych powodów skutecznej kuracji przepisać nie jest w stanie; to - zdaje się - są choroby nieuleczalne - o książce "Tak sobie myślę..." Krzysztof Varga w Kajecie konesera.
"Tak sobie myślę..." to jednak nie jest tytuł szczególnie porywający, zasadniczo większość ludzi powinna sobie coś myśleć, owszem, nie jest to regułą, myślenie, jak wiadomo, jest w panującej dziś ponowoczesności w panicznym odwrocie. Jednak tytuł książki Jerzego Stuhra wydaje mi się nieco zbyt skromny. Nosi ona też podtytuł "Dziennik czasu choroby" i właściwie każdy wie, o co tam idzie, o walkę z nowotworem oczywiście, ale akurat - niech mi to będzie wybaczone - nie zmagania z rakiem są dla mnie w tych zapiskach najistotniejsze. Owszem, jestem pełen empatii, kibicuję wytrwale i wierzę w powrót do pełnego zdrowia, ale nieco na inny temat w tym dzienniku stawiam. Zatem to, co mnie w tej książce - która stała się zresztą już potężnym bestsellerem - pociąga, to walka Stuhra o godność kultury, którą obecnie różne paskudne choroby także atakują, Stuhr choroby owe diagnozuje i wskazuje przyczyny, choć z oczywistych powodów skutecznej kur