Kilka dobrych pomysłów nie wystarczyło, by widz zapomniał o nudzie i poczuciu straty czasu - o "Śnie nocy letniej" w reż. Wojciecha Kościelniaka w PWST w Krakowie pisze Iga Dzieciuchowicz z Nowej Siły Krytycznej.
Pierwsza godzina spektaklu dyplomowego studentów specjalizacji wokalno-estradowej to potworna nuda. Zamiast sceny i aktorów przed oczami widza, niczym fatamorgana, ukazuje się ciepłe łóżko i parujący kubek kakao. Chciałoby się wyjść, ale rozsądek każe przeczekać deszcze i wichury. Szkoda, że akurat w teatrze. Scenografia przypomina plac zabaw w zimie - na końcu sceny leży coś w rodzaju kopuły rakiety, są także dwie metalowe wieże na kółkach. Po prawej stronie ustawiono kilka świecących na zielono metrowych prętów (również na kółkach), które służą Kapłankom tylko do przemykania przez scenę. Całość skrzy się tysiącem barw, przypominających studio programu "Taniec z gwiazdami" - niby miał być musical czy tam "trans - opera", a kręci się w głowie i spać się chce. Ale nie o scenografię przecież chodzi, tylko o emocje i śpiew. Przez ponad godzinę aktorzy nie śpiewają, tylko - właśnie, co? Trudno określić, co to właściwie j