DWOJE autorów - cztery historie. Zapowiadane jako opowieści o "drzazgach tkwiących w świadomości kolejnych pokoleń", nierozliczonych krzywdach, nieukaranych winach, pogmatwanych polskich i niemieckich losach - o "Ziemi niczyjej/Niemands land" Teatru Powszechnego w Warszawie pisze Rafał Jesswein w Kurierze Szczecińskim.
Nie był to jednak jedyny temat spektaklu, pokazywanego w Bonn i Warszawie, który w Szczecinie zabrzmiałby zapewne inaczej. OPOWIEŚĆ pierwsza o starym domu nad mazurskim jeziorem, w którym przez 65 lat nie wolno było niczego zmieniać, bo ONI na pewno wrócą. Jeśli zobaczą, że jest tak samo, może nie zabiją. Dlatego obrazek na ścianie wisi ten sam, tylko Hitlera babka wyrwała. Portret papieża jest nowy, tylko on. Kiedy opowiadająca tę historię młoda polska gospodyni, stłukła mając siedem lat szybkę w toaletce, babka sprawiła jej lanie. Do dziś pamięta skórzany pas. W tym domu zawsze była klatka, w klatce kanarek: Helmut, Rudolf, nawet Adolf... - Kiedy padł jeden, babcia następnego dnia kupowała kolejnego. Nic się nie mogło zmienić. Ten ma na imię Fryderyk - opowiada młoda Polka. - Jak Nietzsche - wpada jej w słowo młoda Niemka, która odwiedziła dom na Mazurach. - Jak Chopin - mówi Polka. Niemka doskonale zna ten dom. Z zawiązanymi oczami, p