David Mamet przyzwyczaił nas na scenie i ekranie do brawurowych rozgrywek psychologicznych. "Bostońskie małżeństwo" wydaje się jednak dalece mniej skomplikowane
Mamy w pamięci jego "Dom gry", "Glengarry Glen Ross", "Przerżnąć sprawę", "Życie w teatrze", "Bizona" czy "Oleannę". Na ich tle "Bostońskie małżeństwo" - jak w czasach wiktoriańskich określano związek dwóch pań żyjących pod jednym dachem - wydaje się kameralną wprawką. Wynagradza to jednak z nawiązką wdzięk pary głównych bohaterek, wsparty wspaniałym wykonaniem. Anna (Ewa Wiśniewska) oczekuje swej partnerki Klary (Joanna Bogacka), żeby oznajmić jej nowinę o pozyskaniu nowego źródła dochodów, które pozwoli im na prowadzenie domu na poziomie znacznie wyższym od dotychczasowego. Cały kunszt krasomówczy wkłada w bagatelizowanie sprawy, że owo źródło to... kochanek, bo kto by się w końcu przejmował jakimś tam mężczyzną, choćby nawet ze znanego rodu. Wiadomość Anny zostanie przyjęta ze zrozumieniem, choć nie bez sarkazmu i uszczypliwości. Klara także ma niespodziankę - zakochała się w młodej, pięknej, niewinnej dziewczynie,