Pierwsza polska sztuka no jest nie tylko utworem "z okazji", ale też ciekawą opowieścią o tęsknocie za młodością i strachu przed śmiercią - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.
Czy jest jeszcze jakiś powód, by grać Chopina? Podczas Roku Chopinowskiego można było odnieść wrażenie, że przede wszystkim to troska o gospodarkę. Dyplomaci, politycy i szefowie instytucji kulturalnych prezentowali kompozytora jako świetny produkt eksportowy. "Nasz oficjalny Chopin narodowy" miał według nich siłę przyciągania nowych inwestycji i promocji Polski jako atrakcyjnego regionu turystycznego. Paradoksalnie inny, pozaekonomiczny powód zaproponowała właśnie dyplomatka; ambasador Polski w Tokio Jadwiga Rodowicz-Czechowska. W jej "Stroicielu fortepianu", pierwszej polskiej sztuce w starojapońskim stylu no, muzyka Chopina pomaga oswoić strach przed starością i śmiercią. Główny bohater (czyli protagonista - tzw. shite) malarz Eugene Delacroix przybywa nocą do ogrodu w Nohant. Przytłoczony miastem, ślepnący, ociężały, próbuje odnaleźć to, co było w jego życiu najsilniejszym zmysłowym doświadczeniem. Gdy objawia mu się ukryta za maską