Stworzenie prostej, iluzyjnej, z czytelnym przekazem historii, na pewno kosztowało twórców mnóstwo mozolnej pracy przed i w trakcie przedstawienia. W związku z tym, że artyści pozostają niewidoczni, nawet wyjątkowo ciekawscy widzowie zapominają o teatralnym mechanizmie i "wkraczają" do lasu - o "Księdze dżungli" wg Rudyarda Kiplinga w reż. Bernda Ogrodnika w Teatrze Arlekin w Łodzi pisze Maria Maczuga z Nowej Siły Krytycznej.
Film "Księgę dżungli", pełnometrażowa animacja wyprodukowana przez studio Walta Disneya w 1967 roku, niezmiennie wzbudza zainteresowanie kolejnych pokoleń widzów. Uznaniem jurorów konkursów kinematograficznych i dzieci cieszy się też ubiegłoroczny remake Jona Favreau. Trudno więc zaskoczyć teatralną publiczność tą zananą historią, ale zespoły prześcigają się w pomysłach na spektakle inspirowane powieścią Rudyarda Kiplinga. Teatr Lalek "Arlekin" do współpracy zaprosił światowej sławy mistrza lalkarstwa, projektanta lalek, reżysera i scenografia Bernda Ogrodnika, mieszkającego w Islandii. Łódzki teatr dysponuje nowoczesną sceną ze świetnym zapleczem technicznym, które umożliwia doskonalenie rzadkiej umiejętności animacji marionetek długoniciowych. Mimo tych niemal nieograniczonych możliwości, twórcy łódzkiej "Księgi dżungli" zrealizowali przedstawienie w przekorny sposób - opowieść prezentują w realistycznej konwencji. Przez prosce