"Dozorca" w Teatrze Narodowym, z Januszem Gajosem w roli głównej, to przykład inscenizacyjnej i zawodowej bezradności. Premiera "Dozorcy" w reżyserii Piotra Cieślaka przynosi wstyd eklektycznej, ale jednak trzymającej przyzwoity poziom linii programowej Teatru Narodowego. Sztuki Harolda Pintera wymagają od reżysera i aktorów wyjątkowego słuchu, bo przeszarżowane stają się naiwne, a grane w konwencji psychologicznego "przeżywania" - zwyczajnie nudzą. Wpisana jest w nie zwykle intensywna gra, wzajemne podpuszczanie się postaci, nagłe zmiany nastrojów, absurdalna przewidywalność. W spektaklu Cieślaka wszystko jest siermiężne, zabrakło też miejsca na choćby odrobinę poczucia humoru, od którego skrzą się teksty noblisty, nieprzypadkowo przecież zwane "komediami zagrożeń". Już na początku przeraża scenografia, która wygląda jak szalony sen handlarza starzyzną. Na scenę ściągnięto całą masę zepsutych odkurz
Tytuł oryginalny
Uwaga! Dozorca straszy!
Źródło:
Materiał nadesłany
Metro nr 1775