"Czy rzeczywiście sądzicie, że się tego wszystkiego wstydzę...?" pyta pod koniec spektaklu Jan Korwin Kochanowski. Konwencja jest oczywiście taka, że nikt mu nie odpowiada a przecież chciałoby się wstać i powiedzieć: Nie, nie mamy złudzeń. Pan się nie wstydzi, ale czemu z tego powodu mają brać cięgi Dostojewski, Stary Teatr, Krzysztof Szwajgier oraz partnerujący panu, dobrzy w swoich epizodycznych rolach aktorzy? Czego powinien się wstydzić Kochanowski? Po pierwsze tego, że już w otwierającym sceniczną wersję "Notatek z podziemia" monologu jest okrutnie nudny, mentorski i nieprzekonywujący. Usypianie widzów słowami jednego z najciekawszych tekstów Dostojewskiego to grzech trudny do wybaczenia. Niestety nie jedyny. Drugim jest bezprzykładny narcyzm. Aktor smęci na scenie i jest przekonany, że jego smęcenie, tylko dlatego że jest jego właśnie smęceniem, powinno kogoś obchodzić. Histerycznym tonem mówi o swojej samotności. I
Tytuł oryginalny
Usypianie Dostojewskim
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta w Krakowie nr 37