EN

10.01.2008 Wersja do druku

Usta premiera

- Chcieliśmy stworzyć teatr, który wypowiada się językiem pozawerbalnym. Nie poprzez technikę mimów, tylko przez dotarcie do emocji współuczestnika spektaklu. Chcieliśmy znieść bariery między autorem, aktorem a widzem; opuścić tradycyjny język kultury. Teatr był jedną wspólną przestrzenią, ale warunkiem było, by widzowie, podobnie jak my, zostawili wszystko na zewnątrz. Także ubrania - wspomina Rafał Grupiński, sekretarz stanu w kancelarii premiera, współzałożyciel, w latach 70., poznańskiego Teatru Świętej Akupunktury.

Często zaskakiwałem ludzi, którzy mieli mnie za krwiożerczego siepacza. Rozmowa z Rafałem Grupińskim [na zdjęciu], sekretarzem stanu w kancelarii premiera: Co dawny pogromca "warszawki" robi w ministerialnym gabinecie? Kilkanaście lat temu z pasją okładał pan "salon literacki" i polityczny establishment Unii Wolności. Poszedł pan na kompromis z samym sobą? - Przeszedłem naturalną ewolucję. Uczymy się całe życie i nabywamy doświadczenia. By żyć świadomie, należy poglądy nieustannie modernizować. Podlega pan dyscyplinie. Już nie można beztrosko sobie hasać. - Wbrew mojej życiowej filozofii muszę czasem założyć krawat. To nadal bolesne doświadczenie. Zwłaszcza dla dawnego skandalisty, który na uniwersytecie w Poznaniu założył studencki teatr i nakazywał widzom rozbierać się do naga. - Założyliśmy Teatr Świętej Akupunktury i w 1973 roku rzeczywiście wywołaliśmy skandal spektaklem "...w końcu nagłe poruszenie". Nasz dyr

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Usta premiera

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza nr 5/7.01. - Duży Format

Autor:

Rafał Kalukin

Data:

10.01.2008