Warszawski teatr "Komedia" podjął śmiałą próbę inscenizowania Wiecha. Od dawna się to należało twórcy "Cafe pod Minogą". Nie tylko z tego powodu, że teatr był namiętnością młodych jego lat. Że kiedyś pełnił funkcje kierownica literackiego zespołu na Woli. Że tyle zabawnych felietonów poświęcił Melpomenie, półżartem ukazując reakcje ludowej widowni. Ale także i ze względu na twórczość językową tego pisarza, hołd składany polszczyźnie i jej bogactwu. Dziwaczny, śmieszny język warszawskiego przedmieścia, w ujęciu Wiecha, nie jest rażącą deformacją. Wkracza nie tam, gdzie kwitnie mowa dojrzała i godna opieki, ale między słowami utartymi na "pustych" polach. Szkicowałem przed wojną projekt mowy Wiecha w Polskiej Akademii Literatury. Dziś widzę, że słuszny był wawrzyn przyznany Wiechowi, może na wniosek Boya, który kiedyś w "Słówkach" wprowadził do literatury akordy wymowy krakowskiej, jak to 30 lat później uczynił Wiech ze
Tytuł oryginalny
Uśmiechnięta Melpomena
Źródło:
Materiał nadesłany
Za i Przeciw nr 28