- W Teatrze Narodowym czuję się częścią czegoś ważnego. To, że teatr etatowy w ogóle w dzisiejszych czasach jeszcze funkcjonuje, wydaje mi się zadziwiające. Dzisiaj jesteśmy w ciągłym ruchu, pędzimy z miejsca na miejsce, a teatr robi się przy okazji - mówi Mateusz Rusin w rozmowie z Szymonem Kazimierczakiem w miesięczniku Teatr.
SZYMON KAZIMIERCZAK Podobno my - trzydziestolatkowie - jesteśmy pokoleniem, które odrzuca mistrzów, które nie chce mieć autorytetów. Zgodziłbyś się z taką tezą? MATEUSZ RUSIN Wydaje mi się, że jest dokładnie odwrotnie. Ja przynajmniej pragnę autorytetów i poszukuję ich. Nie lubię w sobie pychy, nie lubię być wszystkiego pewien. Mam natomiast potrzebę, żeby komuś ufać, kogoś słuchać i wierzyć w to, co do mnie mówi. I dowiadywać się, że ten ktoś patrzy na rzeczywistość w sposób inny niż ja. KAZIMIERCZAK "Ten ktoś", czyli? RUSIN Podczas studiów w Akademii Teatralnej był to na pewno Zbigniew Zapasiewicz. Mój rok był ostatnim, który prowadził, pracowaliśmy dwa lata i skończyło się to egzaminem z Kwiatów polskich. Zapasiewicz uczył nas, że słowa, które wypowiadamy, mają wagę i moc, uczył nas, by nie mówić pusto, a sensownie. Jednocześnie dawał nam poczucie ogromnego luzu: nie mówił, co wypada, a czego nie wypada robić. Prze