- Sytuacja robienia spektaklu tylko dla siebie, zamknięcia się w swoim świecie i braku rozmowy nie jest dla mnie interesująca. Dialog i fakt, że teatr robi się dla innych ludzi ma dla mnie bardzo duże znaczenie - mówi Łukasz Zaleski, reżyser i specjalista ds. edukacji Teatru Fredry w Gnieźnie
AGATA WITTCHEN-BAREŁKOWSKA: Jak to się stało, że zająłeś się edukacją teatralną w Teatrze Fredry w Gnieźnie? ŁUKASZ ZALESKI: Można powiedzieć, że doprowadziły mnie do Gniezna dwie drogi. Jestem reżyserem, pracuję w tym zawodzie i, choć tego nie planowałem, bardzo silną pozycję w tym, co robię, ma teatr dla dzieci i młodzieży. Myślę o nich jak o bardzo konkretnej grupie widzów, mającej swoją specyfikę. Ale nad tym, kto jest adresatem zastanawiam się przecież zawsze - nad tym, w jakim wieku będą widzowie, w jakim mieście powstaje spektakl. W Polsce doskwiera mi to, że teatr dla dzieci i młodzieży traktowany jest po macoszemu. Kiedy dyrektorzy ogłaszają plany na sezon, mówią: przyjedzie świetny reżyser, będzie inscenizacja wybitnego tekstu, padają konkretne tytuły i nazwiska, a potem na końcu wspominają, że w repertuarze znajdzie się też bajka dla dzieci. Można odnieść wrażenie, że ona nie musi mieć ani reżysera, ani tek