Najnowszy "Wall Street Journal" poświęca całą stronę polskiej szkole plakatu.
Rok 1983 w Polsce nie był wesoły. Komunistyczne władze złamały opór "Solidarności", wielu opozycjonistów znalazło się w więzieniu lub na emigracji. I nagle na szare ulice trafił kolorowy promyk wolności - plakat Henryka Tomaszewskiego zapowiadający premierę "Historii" Gombrowicza. Surrealistyczny w formie, przedstawiał stopę z palcami rozłożonymi w kształt litery V - symbolu zwycięstwa i wolności. To tylko jeden z wielu przykładów, gdy polskie plakaty w czasach szalejącej cenzury przemycały niezależne treści. - Autorzy słusznie nazywali je kwiatami - mówi Andrea Marks z Uniwersytetu w Oregonie, autorka internetowej monografii polskiego plakatu (oregonstate.edu/freedomonthefence). Rozkwit polskiej szkoły plakatu przypada na lata 60., kiedy artyści ze świata pielgrzymowali do Polski, by praktykować u Tomaszewskiego. Dziś znakomicie prosperuje na niszowym, ale wciąż rosnącym rynku dla kolekcjonerów z całego świata. - Nigdy jeszcze biznes z polski