- Sztuki były tłumaczone, odbywały się próby - np. w mieszkaniu Teresy Roszkowskiej na Saskiej Kępie. U niej Iwaszkiewicz odczytał "Elektrę" Giradoux w swoim przekładzie. Na Poznańskiej u mojej koleżanki Miłosz czytał Szekspira, którego tłumaczył specjalnie dla naszego Teatru Podziemnego - wspomina warszawska aktorka DANUTA SZAFLARSKA.
JOANNA ROLIŃSKA: Studiując w Państwowym Instytucie Szkoły Teatralnej, miała pani okazję obserwować Warszawę tuż przed wybuchem II wojny światowej. Jak ją pani zapamiętała? Czy to było ładne miasto? DANUTA SZAFLARSKA: Nie tyle ważna była jego uroda, ile atmosfera. Pierwszy raz przyjechałam do Warszawy w 1936 r. Miałam wtedy 21 lat. Wysiadłam na dworcu w Alejach Jerozolimskich, spojrzałam na ulicę i powiedziałam: "To jest miasto mojego życia!". Zakochałam się w Warszawie od pierwszego wejrzenia! Ale dlaczego? - Nie wiem, bo żadnych cudów tam w tych Alejach Jerozolimskich nie było. Wcześniej studiowałam w Krakowie, ale nie przywiązałam się do niego. A Warszawa stała się miastem całego mojego życia. Byłam tu podczas okupacji i przez całe Powstanie, miasto ginęło przy mnie, to było straszne! Proszę przypomnieć atmosferę przedwojennej Warszawy. - Warszawska ulica przedwojenna była elegancka, miała wdzięk, urok i dowcip! To miasto by�