"Turnus mija, a ja niczyja" wg scenar. Igi Gańczarczyk i Darii Kubisiak w reż. Cezarego Tomaszewskiego w Teatrze im. Słowackiego w Krakowe. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
W sanatorium Cezarego Tomaszewskiego jest melancholijnie i śmiesznie, absurdalnie i zabawnie. Melancholia jest raczej po stronie kuracjuszy, a zabawa raczej po naszej, choć nie ma tu wyraźnej granicy. Tytuł i podtytuł trochę mylą tropy: fraza "turnus mija, a ja niczyja" sugeruje przaśną komedię o kuracyjnych romansach, a "operetka" - wesołą muzykę. Tymczasem komedia owszem jest, ale wcale nie przaśna, a obok przebojów operetkowych (nie tylko wesołych) są operowe. Sanatorium, czyli Sanatorium Uzdrowiskowe i Pijalnia Wód im. prof. dra Józefa Dietla (nazwę tę wielokrotnie starannie artykułuje siostra Wanda, ze skrótów czyniąc tajemnicze słowo "improfdra"), jest trochę jak z horroru. Przynajmniej na początku, dopóki się z nim nie oswoimy. Elementy sanatoryjne Scenografia składa się z elementów sanatoryjnych (łóżko, wanna, parawany, poczekalnia, gabinet), ale porozstawianych jakoś niepokojąco, prowizorycznych, nietworzących przyjaznej atmosfery.