Widownię "Miłości na Madagaskarze" zająć powinni Zygmuntowie Kałużyńscy, Zdzisławowie Pietrasikowie e tutti quanti niepoprawni kinomaniacy. Znajdą mnóstwo smakołyków: cytatów, odniesień i aluzji do najpiękniejszych filmowych scen, przetworzonych w sceniczne znaki. Publiczności mniej ekranocentrycznej uczta przyrządzona w warszawskim Studio może się jednak wydać nieco postna. Zwłaszcza przy rozbudzonych już - dzięki renomie autora, reżysera, wykonawców, teatru - apetytach. Sztuka austriackiego autora Petera Turriniego wyzbyta jest drastyczności, deformacji, brutalizmów charakterystycznych dla współczesnego teatropisarstwa. Zda się niemal pastelowa. Opowiada o wiedeńskim kiniarzu nazwiskiem Ritter, właścicielu podupadłej budy na przedmieściach, zaprzysięgłym miłośniku filmu, a zwłaszcza Klausa Kinskiego. To właśnie ów idol dzwoni nagle z Ameryki, każe Ritterowi pędzić do Cannes i odebrać od południowoamerykańskich mafiosów
Tytuł oryginalny
Urodziwa oziębłość
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka Nr 50