23 maja minie stulecie śmierci Henrika Ibsena - jednego z najczęściej granych dramaturgów w historii. Podobnie jak Szekspir, dostarczył światowemu teatrowi inspiracji o zadziwiającej trwałości, zasięgu i zróżnicowaniu. Jak w Polsce przyjmowano jego dzieło? I jaka jest współczesna polska "Nora"? - pyta Anna R. Burzyńska w Tygodniku Powszechnym.
"Ciężar sztuk Ibsena nie polega na ich akcji ani wydarzeniach. Także postaci, choć bezbłędnie szkicowane, nie są najważniejsze. To nagi dramat - odkrycie wielkiej prawdy, postawienie wielkiego pytania czy wielkiego konfliktu, który rodzi się niemal całkowicie niezależnie od skonfliktowanych bohaterów, a którego rozpiętość znacznie przekracza ustalone ramy - jest tym, co przede wszystkim przykuwa naszą uwagę. Ibsen wybiera przeciętne życiorysy w ich bezwzględnej prawdzie jako fundament dla swoich późnych sztuk. Porzucił formę wierszowaną i nigdy nie próbuje upiększać swoich dzieł w zgodzie z modą. Nawet gdy napięcie dramatyczne sięga zenitu, nigdy nie próbuje w niegustowny sposób forsować rozwiązania. Jakże łatwo byłoby napisać "Wroga ludu" na wyższym diapazonie - zamieniając mieszczucha na prawdziwego bohatera! Krytycy zapewne zachwalaliby jako wspaniałe to, co tak często potępiają jako banał. (...) Dzięki sile swojego geniuszu i bezdys